Tammy zamknęła walizkę, wzięła od Kylie list i wrzu¬ciła go do plecaka. - Panno Dexter, niezmiernie mi przykro z powodu tego, co pani za chwilę ode mnie usłyszy. Pani siostra przed trze¬ma laty poślubiła mojego kuzyna, Jeana-Paula. Pięć tygodni temu oboje zginęli w górach we Włoszech, dokąd pojechali na narty. Zostawili synka, Henry'ego. Chłopiec ma dziesięć miesięcy i obecnie przebywa w Sydney. Opłacałem mu opiekunkę, ale okazuje się, że nie dbano o niego właściwie. Chcę go zabrać do domu, do Broitenburga. Potrzebuję na to pani zgody. Nagle bowiem zawstydził się, iż zostawił Różę bez opieki i sprawił jej przykrość swoją nieobecnością. Ale Róża co - Z jaką opiekunką? - I fajnie byłoby trochę pomieszkać w takim miejscu. - Mia otworzyła kolorowy magazyn, w którym zamieszczo¬no zdjęcia ze ślubu Tammy. - Panno Dexter? - zawołał tamten po raz trzeci, a ton jego głosu sugerował, że to już ostatnia próba. - Interes kraju wymaga, żeby następca tronu powrócił - oznajmił twardo. Zdecydowanie potrząsnęła głową. I Ty też tego potrzebujesz. Przepraszam, jeśli wtrącam się w nie swoje sprawy, ale musisz wreszcie przestać się bać. Nauczyłeś się tłumić uczucia, by już nikt nie mógł Cię zranić. Teraz jednak pojawił się Henry i jakoś znalazł drogę do Twojego serca. To szansa dla Ciebie. Opieka nad nim dobrze Ci zrobi, pomoże Ci się otworzyć i żyć pełnią życia. Znowu zrobiło się jej słabo i znów poczuła bolesny skurcz w żołądku. Lara, ty idiotko, coś ty zrobiła... - Nie - odparła twardo. - O, jeszcze coś ci jest potrzebne... - mruknął Mark. - Chodź, pójdziemy po pieluszki. - Przepraszam... - powiedziała cicho zawstydzona Róża. Nie mówiła do niego, tylko do siebie. Wakacje nad morzem to tylko apartamenty kołobrzeg polecane przez wielu klientów.
osobiście. Kiedy więc powrócił z Różą na swoją planetę, wyjawił jej, że chce odwiedzić Badacza Łańcuchów: Beck spędził z nią część wieczoru. - Wciąż wypełnia zadanie? - Właściwie to nie. Uratował ją przed Klapsem Watkinsem. Chris zatrzymał się na półpiętrze. - Co proszę? Huff odwrócił się z uśmiechem, potrząsając głową. - To, co powiedziałem. Beck pojechał do miasta na burgera i zobaczył Sayre w restauracji, co samo w sobie go zdumiało. Był tam również Klaps, ze swoimi wielkimi uszami i całą resztą, i próbował ją poderwać. Huff przekazał Chrisowi to, co powiedział mu Beck. Kiedy skończył, Chris potrząsnął głową z mieszaniną rozbawienia i konsternacji. - Co do diabła Klaps Watkins miałby do zaoferowania Sayre? - Ostatnią rzeczą była zniewaga wobec naszej rodziny. - Huff zmarszczył brwi. - Cieszę się, że Beck tam był. Wiadomo, czego chciał ten biały śmieć. Beck zadzwonił do mnie, jak tylko rozstał się z Sayre. Pojechał za nią do motelu i został, póki nie weszła do pokoju. Sayre wiedziała o towarzystwie i pewnie się domyśliła, że Beck opowiedział mi o wszystkim przez telefon. I ujął to tak - że gdyby wzrok mógł zabijać, byłby już trupem. - Nie zdziwiłbym się. - Sayre twierdzi, że zdecydowała się zostać na noc, żeby odpocząć i wyruszyć z samego rana, ale nie jestem przekonany, że to jedyny powód jej decyzji. Chyba żałuje, że była nieobecna, kiedy rodzina jej potrzebowała. - Przeceniasz ją - odparł Chris. - Osobiście nie sądzę, żebyśmy ją obchodzili. - Nie bądź taki pewny. Beck twierdzi, że chciała czegoś się dowiedzieć o sprawie Iversona. - Jak to miło z jej strony, że wreszcie się tym zainteresowała. Huff uśmiechnął się, słysząc sarkazm w głosie Chrisa. - Wydaje mi się, że twoja siostra ma wyrzuty sumienia, iż nie było jej przy tobie, kiedy potrzebowałeś pomocy. Zapewne dręczy ją również to, że nie było jej tutaj dla Danny'ego. - Co nasza droga Sayre mogłaby zrobić dla niego, czego myśmy nie zrobili? Stanęli w ocienionym przedpokoju. Huff zerknął w stronę zamkniętych drzwi do pokoju Danny'ego. - Prawdopodobnie nic. Do diabła, nigdy nie potrafiłem zrozumieć tego chłopaka. Myślę, że strata matki w tak młodym wieku spowodowała, że nigdy się nie pozbierał. Chris położył dłoń na ramieniu ojca. - Mam nadzieję, że teraz ma wszystko, czego potrzebuje. I że odnalazł spokój. Z tymi słowy pożegnali się i ruszyli każdy do swojej sypialni, Huff, nieczęsto zmęczony, tym razem byt wyczerpany. Usiadł w fotelu naprzeciwko okien, które wychodziły na trawnik na tyłach domu i rozciągające się poza nim rozlewisko. Zmartwienia, które miał nadzieję zostawić na ganku, teraz powróciły. Chris dołożył się jeszcze do nich najnowszymi wiadomościami o Mary Beth. Poza tym była Sayre, tryskająca nienawiścią do niego. Do niego. Własnego ojca. Nie miał żalu do Laurel za to, że umarła i zostawiła go z trójką dzieci do odchowania. Zrobił, co uważał za najlepsze dla nich wszystkich, ale jedynie Chris wykazywał się odpowiednimi cechami charakteru. Życie było skomplikowane, chociaż oczywiście znacznie lepsze od jego alternatywy. Huff nie wierzył w życie po śmierci. Kaznodzieje mogli sobie mówić co chcieli o skarbach czekających na ludzi w niebie, ale jego zdaniem, kiedy nadchodził koniec, był definitywny. To wszystko, co przynosiła pani Śmierć. Była tylko i wyłącznie tym - śmiercią. Huff nie oponował przeciw - Uważasz, że potrzebuję twojego siostrzeńca do włas¬nych celów - uściślił, jakby znów czytał w jej myślach. - Nie. Wolałbym pozostać wolnym człowiekiem. Zrozum, chodzi o coś innego. - Pochylił się ku niej i zaczął mówić z przekonaniem: - Jako regent mogę uratować mój kraj. Przeprowadzę reformy, zmienię konstytucję, by Broitenburg stał się monarchią konstytucyjną, na wzór Wielkiej Brytanii. Jeśli urlop w Kołobrzegu to tylko apartament bliżej morza Kołobrzeg z basenem i wygodnymi apartamentami
w powietrzu. kolano i zawołała: do niej dostawca, odłożyła rysunek, podpisała odbiór paczki,
dłużej? Przybyła z tak daleka i musi ich zobaczyć. Koniecznie! Zwłaszcza wyglądał jak mały mężczyzna. Miniaturowa wersja nimi do czasu, gdy dorosną. Lecz choć wiedział, że dziewczyna luksusowe apartamenty nad morzem
Próżny już nic więcej nie powiedział. Mały Książę również milczał, a po chwili pochylił się nad Różą i zamknął kiedyś Mały Książę do Róży. - Czy dlatego czasem nie chce być sobą i pragnie się być kimś innym? - Niezupełnie. Korona przeszłaby na księcia Marka. podziękował za to, że dotąd nie wyrzuciliśmy go z pracy? Zachęcając do strajku! Nikt, kto solidaryzuje się z demonstrantami, nie zyska mojego współczucia, nawet moja własna siostra. Beck wynurzył się spod prysznica, wystawił głowę za róg kabiny i popatrzył na Chrisa, który mył ręce nad umywalką. - O tak, jest tutaj - powiedział Chris, odpowiadając na pytanie widoczne w przekrwionych oczach przyjaciela. - Rozdaje kawę i gorące bułeczki. Widzieliśmy ją z Huffem, wjeżdżając do fabryki. - Cholera. - Idę zdobyć trochę kawy - zawołał Chris, wychodząc z toalety. Beck skończył się myć. Przy goleniu musiał użyć zwykłego mydła, ale na szczęście pamiętał o zabraniu pasty i szczoteczki do zębów. Ubrał się szybko i wszedł do biura punktualnie o siódmej. Wyjrzał z nadzieją przez szereg okien nad halą fabryczną. Pomieszczenie opustoszało szybko po zakończeniu zmiany, ale po pięciu minutach pojawiła się tylko garstka nowych pracowników. - Psiakrew - mruknął pod nosem, wiedząc, że to złowróżbny znak. Odwrócił się i ruszył w stronę drzwi, gdy nagle na progu stanął Chris, trzymając w ręku przeraźliwie trzeszczącą krótkofalówkę. - Zdaje się, że mamy kłopoty - rzucił. - Domyślam się. - Fred Decluette powiedział, że niektórzy robotnicy z poprzedniej zmiany dołączyli po pracy do pikiety - wyjaśnil Chris, gdy biegli w kierunku biura Huffa. - Rekrutują nowych ludzi do demonstracji, gdy pojawiają się w pracy, przed bramą. Clark Daly stał się ich hasłem propagandowym. Beck chciał zapytać o Sayre, ale byli już w gabinecie Huffa, który, słysząc ich nadejście, odwrócił się od okien wychodzących na halę. Na jego twarzy malował się wyraz wściekłości. - Gdzie, do diabła, wszyscy się podziali? Chris w krótkich zdaniach opisał co się dzieje. - Idźcie tam - powiedział Huff. - Macie opanować sytuację i to już! Ja zadzwonię do Rudego i dołączę do was. - Nie, ty zostajesz - sprzeciwił się Chris. - W zeszłym tygodniu miałeś zawał. Nie powinieneś się narażać na taki stres. - Pieprzę to. To moja fabryka, moja własność! - wrzasnął Huff. - Nie będę się krył w gabinecie, jak jakiś pieprzony inwalida, kiedy ktoś inny próbuje się tu rządzić! - Poradzę sobie z tym, Huff. - Zgadzam się z Chrisem - wtrącił Beck. - Nie z powodu twojego niestabilnego stanu, ale dlatego, że jeśli pojawisz się w środku tej burdy, pokażesz, że to cię niepokoi. Jeżeli będziesz się trzymał z daleka, natychmiast ujmiesz całej sytuacji powagi. Huff ustąpił, choć nadal z zadzierzystą miną. - Cholera, masz rację, Beck. W porządku, zostanę tutaj i będę kontrolował wszystko ze swojego gabinetu. Wy obaj idźcie i informujcie mnie o wszystkim. Chris i Beck wyszli pospiesznie, zbiegając po schodach, zamiast czekać na windę. - Dobrze, że chociaż ciebie słucha - wydyszał Chris, gdy byli już niemal na dole. Beck spojrzał przez ramię, - Musiałem coś powiedzieć, żeby zatrzymać go w fabryce. Metalowe drzwi wejściowe były już rozpalone. Beck naparł na nie całym ciężarem ciała. Wschodzące słońce oślepiło go reflektorowym blaskiem. Jego oczy przyzwyczaiły się do Mark wcale nie wiedział, czy usłyszy właśnie taką odpowiedź. On, który kiedyś był tak pewny siebie... - Na pewno nie spałam z głową na twoim ramieniu. Zmyślasz! W ogóle cała ta rozmowa jest bez sensu. - Jutro też jest dzień - powiedziała ciepło. - Pochyl się nade mną... https://karolmarks.pl/ile-kalorii-ma-kebab-sekrety-popularnego-dania-pod-lupa/